niedziela, 12 lipca 2015

Cichociemna


Pod ciężarem spojrzenia adwersarza
Szła wyprostowana wśród tych co na kolanach
A śmierć chyliła się ku horyzontowi
Rzeźbiąc cień spowity jękiem płaczu i krzyku
Okrutny był
Choć ona niezłomna
Niegotowa na wieczysty schron
W opiekuńczych ramionach Ojca
Kołysze się krew w patriotycznej piosence
Szepcząc o mieście który w popiół się obróci
Przebiegły był
Choć ona nieugięta
Niecierpliwymi ścieżkami czas gonił nieposłuszeństwo
Czas krwawo podpisany znamieniem okupanta
Otoczona pionkami bezimiennych a sama Zo się zwała
Po ciemku i po cichu wyrwała się z żelaznej obręczy czeluści
Cichociemna
Przysięga złożona miarą obietnicy krwi
Przeplatana wersami Roty
Spadała jak anioł nie w dół lecz w górę
Jako jedyna z kobiet zrzucona w łaknące pomocy dłonie
Nadchodziło powstanie
Bunt zagęszczał atmosferę
Ciężko było oddychać
Wciąż prosto i sztywno choć z wyciągniętymi rękoma
Dla tych którzy zdecydowali się wstać ze splamionych krwią kolan
Walczyła ramię w ramię o coś więcej niż zwycięstwo
Powtarzała wielkie słowa powtarzała je z uporem
Miasto nie przestanie żyć
Nawet jeśli echo jej słów towarzyszyło
Bolesnej wędrówce wśród popiołu tego
Co wcześniej zbudowali
I śpiewała
Oto dziś dzień krwi i chwały
Oby dniem wolności był